Jak się robi swoje pierwsze wspinaczkowe 7a
Podobno nic nie cieszy tak jak cieszy pierwsze 7a.
Przypominam sobie, jak raptem cztery albo pięć lat temu stałem pod Turnią Kukuczki w Mirowie i sposobiłem się do poprowadzenia swojej pierwszej drogi - przerażającej kursowej piątki. No i tak sobie stałem bez końca: a to ekspresy przy uprzęży poprawiłem, żeby prosto wisiały, a to rzepy w butach trzeci raz zapiąłem, ciągle wydawało mi się, że uwierały. Musiałem też mówić, mówić dużo i bez sensu, bo w końcu usłyszałem warknięcie mojego asekuranta: "przestań już pierdolić i idź". Okazało się, że to była bardzo dobra - a do tego uniwersalna - wskazówka.
Wspinałem się dalej. Pokochałem wspinanie w górach, ucząc się tam siebie, ale przede wszystkim pokory wobec natury i kolekcjonując setki pięknych chwil. Może dlatego nie trenuję zbyt regularnie i nie gonię obsesyjnie za "cyfrą": wolę swój notes ze wspinaczkowymi wspomnieniami.
Bo przecież każdą ze zrobionych dróg pamięta się inaczej. Tę pierwszą "siódemkę" zrobiłem zanurzony w słodkim zapachu mandarynek i dzikiego oregano, z daleka słyszałem stukot kozich dzwonków i szum fal uderzających o skały. Zapamiętam, że morze rozkołysało się, a powietrze pachniało już deszczem. Mocowałem się z tą drogą od paru dni i ciągle spadałem - raz brakowało siły, innym razem koncentracji. Tego dnia też kilka razy odpadłem, ale zanim odpuściłem, głos w środku powiedział: "spróbuj jeszcze raz, idź", poszedłem i czułem spokój i skupienie.
Wieczorem w wybrzeże uderzył sztorm.
Desperate Sex Wives / Love Ledge / Leonidio / 7a / RP.