O drzewie - pożegnanie
Wiatr złamał drzewo, które rosło najbliżej moich okien. Przez kilkanaście lat patrzyłem na nie codziennie, więc przyzwyczailiśmy się do siebie. Wiatr pięknie na nim grał, a z gęstwiny gałęzi podglądały mnie sroki.
Wiatr złamał drzewo, które rosło najbliżej moich okien. Przez kilkanaście lat patrzyłem na nie codziennie, więc przyzwyczailiśmy się do siebie. Wiatr pięknie na nim grał, a z gęstwiny gałęzi podglądały mnie sroki.
Kiedy rok temu złamał się jeden z największych konarów, wiedziałem że niedługo będziemy się ze sobą żegnać. A wczoraj - dwa głośne trzaski i uderzenie w ziemię. I już - nie ma go. Sąsiedzi z parteru mają w mieszkaniu trochę więcej światła, korzenie nie będą wybrzuszać betonowej kostki.
Może to głupie tak przywiązywać się do starego, spróchniałego klonu? Może tak, a może nie. Rósł tu czterdzieści albo pięćdziesiąt lat i myślę, że należy mu się chociaż takie symboliczne pożegnanie.